Wyłączyłem w 75min, kiedy to nasz super inteligentny bohater analizuje wszystkie wątki i
próbuje je spoić, a inni bohaterowie dokładają pytań i tworzą super skrytą mega uber
tajemniczość ich niezwykłych poczynań. Żal mi Ray'a że musiał zagrać w takiej szmirze którą
Richie na siłę starał się zrobić fascynującą..
Faktycznie to pseudofilozoficzne dumanie było miejscami nie do zniesienia. Cóż Ritchie to doskonały twórca kina rozrywkowego i tego powinien się trzymać.
Nie inaczej. Przerost formy nad treścią. "Zagubiona autostrada" po pierwszym obejrzeniu była bardziej logiczna i zrozumiała, a do tego 1000x bardziej interesująca. Na tym filmie dosłownie zasypiałem. Początkowo, patrząc że główną rolę gra Jason Statham, liczyłem na lekkie i przyjemne kino akcji w stylu adrenaliny czy transportera, a tu zonk - niedorozwinięty-psychologiczny-gniot:P
Widać to w ich oczach
http://images.zap2it.com/images/celeb-53198/ray-liotta.jpg
http://images.zap2it.com/images/celeb-165127/jason-statham-1.jpg
Oj tam... Jak dla mnie - końcowa konkluzja, że...
- UWAGA SPOILER -
...że bohater ześwirował siedząc kilka lat w izolatce i sam namieszał tak, że nikt nie mógł się w niczym rozeznać - pasowała do wszystkiego idealnie i wyjaśniała różne niespójności całkiem zgrabnie. Również i "monologi z podłogi" zyskują tu na znaczeniu, stając się narzędziem, przy pomocy którego główny bohater wciąga w swoje szaleństwo również nas - widzów - tak samo, jak swojego wroga. Nie mamy - my, widzowie - obiektywnego wglądu w sytuację, postrzegamy ją tylko i wyłącznie przez głównego bohatera i jego postępującą (i "zaraźliwą") schizofrenię. Wiem, że podobne zabiegi już w filmach bywały, ale i tak mi się podoba... Skojarzenia z "Zagubioną autostradą" są jak najbardziej na miejscu, osobiście w pewnym momencie nasunął mi się również "Harry Angel".